Początek wycieczki spokojny, na żółtym szlaku do przełęczy Rozdziela spotkane pojedyncze osoby. Aż do połączenia z zielonym szlakiem łącznie około 30-40 osób. Niby niedużo, ale nie jest to szczególnie uczęszczany fragment. Wszyscy praktycznie poruszali się od strony Wysokiej.
Wystarczyło tylko dojść do zielonego szlaku z Wąwozu Homole, żeby poczuć się jak na Floriańskiej w Krakowie. Od tego momentu przestałem liczyć ludzi, bo na tym 300-metrowym podejściu, musiałem mijać ich dziesiątki. Gdyby nie to, że dwie kilkudziesięcioosobowe wycieczki (dzieci, gimnazjaliści) minąłem gdy schodziły, miałbym problem, żeby w ogóle wejść na wierzchołek. A i tak trzeba się było przeciskać.
Na szczęście na niebieskim szlaku grzbietem, w stronę Szafranówki, zdecydowanie luźniej. Co nie zmienia faktu, że spotkałem tam kolejne dziesiątki ludzi. Na Wysokim Wierchu (przy ławce za wierzchołkiem) można było nawet znaleźć spokój w (prawie) samotności.
Ten stan rzeczy zmienił się w okolicach Palenicy. Tutaj rozległa infrastruktura zasilana jest turystami dostarczanymi przez kolejkę linową.
Jeśli chodzi o utrudniania na szlaku, to po drodze znalazłem powalone drzewo (można kucnąć i przejść pod) i miejscami trochę błota (łatwe do obejścia).
Największe utrudnienie oczekiwało na mnie na koniec. Mianowicie w miejscu gdzie zaczynał się szlak żółty, schodzący z Palenicy do Szczawnicy, pojawiła się bramka rowerowej trasy zjazdowej „Ciupaga”. Nie mając czasu na szukanie nowego wejścia (zakładając, że komukolwiek chciało się o to zadbać), zszedłem po stoku do miejsca gdzie krzyżuje się on z żółtym szlakiem.
W tym miejscu nie mogę nie zwrócić uwagi na niezwykle irytujące zjawisko, które coraz bardziej szerzy się w polskich górach. Tam gdzie były narciarskie stoki zjazdowe powstają jak grzyby po deszczu trasy zjazdowe dla rowerów. Śniegu coraz mniej a przecież zarabiać trzeba. Nie mam nic przeciwko temu pod warunkiem, że nie odbywa się kosztem turystów pieszych. A tak właśnie się często dzieje.
Zamiast przeprowadzić nowe trasy rowerowe obok albo po prostu zmienić przebieg szlaku pieszego tak aby nie kolidował, stosuje się metody utrudniania dojścia a koniec końców szlaki piesze likwiduje. Zapewne nie ma to żadnego związku z faktem, że na turyście pieszym się nie zarabia a na rowerowym już tak. A pieszy przecież może zjechać kolejką prawda?